Scenariusze
ZAKOŃCZENIE ROKU SZKOLNEGO 2011/12
Prowadzący:
Po roku wspólnej nauki spojrzeliśmy na naszą szkołę – jakich to mamy uczniów.
Zdecydowanie przeważają marzyciele:
MARZYCIEL
Czy to się zdarzy czy się nie zdarzy
Lubię czasami sobie pomarzyć
Marzę, że zamiast lekcji biologii
Pójdziemy całą klasą na lody.
Że zamiast fizyki, – chociaż ją cenię
Będziemy w szkole mieć przedstawienie.
Że zamiast klasówki będzie siatkówka
Albo na przykład lekcja pływania
Że wiersz mi szybko sam wejdzie w głowę
A krasnoludki zrobią zadania
Że zamiast – jak to dotychczas było –
Niedostateczne same obrywać
Piątki wyłącznie miałbym w zeszycie.
Lubię czasami sobie pomarzyć
Bo cóż bez marzeń warte jest życie.
P. Mamy też w klasie parę kujonów:
KUJONY (dwoje „pierwszaczków”)
Gdy dzwoneczek się odezwie
Biegniemy do szkółki
By się uczyć różnych rzeczy
Pracować jak pszczółki.
P. Bliżej końca roku szkolnego pojawili się znudzeni
ZNUDZONY
Uczyłem się przez cały rok
I odrabiałem lekcje
A teraz koniec, kropka, stop!
A teraz mi się nie chce..
Przez cały roczek skoro świt
Wstawałem bardzo grzecznie,
A teraz koniec, kropka, stop!
A teraz mi się nie chce..
P. Mamy również „bohaterów”
BOHATER I
Chodzę do szkoły różne noszę stroje
Choćby niedźwiedź to dostoję
Tylko policji trochę się boję.
BOHATER II
A ja sprayem maluję
A ja spray mam w kieszeni
O kurcze rąk już nie czuję
Może kiedyś się coś zmieni.
„BOHATEROWIE” śpiewają na melodię „Jedzie pociąg”
R.Rynkowskiego
Nic nie robić nie mieć zmartwień, oranżadkę w cieniu pić
Leżeć w trawie, liczyć chmury, gołym i wesołym być.
Nic nie robić, lizać lody, świat nauki mieć już gdzieś
Leniuchować, świat całować i pokicać sobie gdzieś.
Jedzie pociąg z daleka, na nikogo nie czeka,
Konduktorze łaskawy, na wakacje z Warszawy.
Jedzie pociąg z daleka, na nikogo nie czeka,
Dyrektorze łaskawy, wyjeżdżamy z Warszawy
P. Pora by zaprezentować nasze największe szkolne osiągnięcia
U1. Na lekcjach języka polskiego staraliśmy się zapamiętać jedynie tytuły, aby w naszych wypracowaniach tworzyć dzieła absolutnie oryginalne i nie mające nic wspólnego z kiedykolwiek drukowanymi.
Jeden z kolegów uzyskał znakomity wynik - we wszystkich dyktandach strzelając łącznie sto byków.
U2. W wieloboju siłowym rozgrywanym na przerwach uzyskaliśmy następujący bilans:
51 guzów, 135 siniaków, 86 zadrapań.
U3. Z matematyki potrafimy już mnożyć trzy po trzy, dzielić piąte przez dziesiąte oraz rozwiązywać zadania ni w pięć ni w dziewięć.
U4. Na geografii dowiedzieliśmy się, że nie tylko my się kręcimy na lekcjach, ale cała Ziemia robi to samo, a więc jest to odruch zupełnie naturalny i nie ma w tym nic dziwnego.
Dzięki fizyce wiemy, że umysł nasz był przez cały rok pod wpływem siły działania i siły oporu, jednym słowem siła złego na jednego.
Ze wszystkich zjawisk fizycznych najlepiej pojęliśmy proces parowania. Ulegaliśmy temu zjawisku przed każdym sprawdzianem lub pytaniem w myśl hasła:
„Gdy się matma zbliża lub fizyka, pół klasy paruje i znika”. Również procesowi parowania uległo około 50 procent nabytej wiedzy i uleciało z naszych umysłów.
PIOSENKA (na melodię „Czarny chleb..”)
W naszej szkole życie płynie aCGa
Jak staremu po łysinie
Tu klasówka tam sprawdzianik
To ktoś znowu na dywanik.
Pani Dyrektor sami wiecie
Najważniejsza jest na świecie
A gdy w klasie wąs przygładzi
To kartkówce nie poradzisz
A nasza pani od polskiego
To ma w sobie coś takiego
Że chłopaki z drugiej klasy
Mdleją już na progu klasy
Dziś angielski jest znów w modzie
I nie tylko na zachodzie
Czas nauczyć się języka
Europa na cię czeka
Przed fizyką i matmą
To się nie rozstaję z tremą
Me jedynki bardzo liczne
Wykańczają mnie psychicznie
DO FIZYKA
Ty jesteś jak zdrowie
Ile Cię trzeba prosić ten tylko się dowie
Kto ma jedynkę.
Dziś wielkość Twą w całej ozdobie
Widzę i opisuję
Bo naraziłem się Tobie
O Geniuszu fizyki, co kosmicznych bronisz wzorów
Ty, co kierunek ścisły ocalasz
walcząc z ciemnym ludem
I mnie dziecko do rozumu przywróciłeś cudem
I z czwartej ławki pod Twoją tablicę wezwana
Prawie martwą podniosłam źrenicę.
I zaraz mogłam wykazać wiadomości
Lecz prawie skamieniałam ze złości.
Ty nas przywracasz na fizyki łono
A tymczasem przenoś moją duszę przemęczoną
Od tych wzorów fizycznych
Od tych ruchów zmiennych
Szeroko w naszych książkach rozciągniętych.
Teraz już mogę od Twych tablic progów
Iść za to dopuszczające podziękować Bogu.
PIOSENKA cd.
Z geografii nowe twory
Muszę stworzyć więc pozory
Poudawać czasem nieco
Aż się panu oczy świecą
Nasza pani od biologii
Mówi coś o zoologii
Człowiek z małpy czy nie z małpy
Jednakowo jest uparty.
Na WF-ie to się słyszy
Oczywiście oprócz ciszy
Równaj szereg, naprzód marsz
Czasem też pod nogi patrz.
A historię wciąż wkuwamy
Skąd my tylu królów mamy
Piastów, Wazów, Jagiellonów
Cały weekend siedzisz w domu
Z chemii coś robimy z kwasem
Choć wybuchnąć może czasem
Tu etanol tam metanol
No i już nie wstaniesz rano
Z naszymi siostrami katechetkami
Pogadamy czasem nieco
Lecz by dostać się do nieba
To drabiny dłuższej trzeba
Sztuka to jest trudny temat
Jak ją zgłębić – to dylemat
Śpiewać każdy trochę może
Z rysowaniem znacznie gorzej.
No i to już byłby koniec
Zabrzmiał już ostatni dzwonek
Teraz wszystkich już żegnamy
Po wakacjach się spotkamy
P.W czasie najatrakcyjniejszych nawet zabaw nie zapominajcie o rozwadze i ostrożności.
Kąp się zdrowo, kąp się z głową
Nie kąp się bez główki,
Zapamiętaj słowo w słowo
Jeszcze dwie wskazówki
Nigdy nie właź do kąpieli,
Zaraz po obiedzie,
W wodzie nie mocz się za długo
Bo nie jesteś śledziem.
Radio co je masz w plecaku,
Wyłącz, gdyś na wodnym szlaku,
Bo nerwicy rak dostanie
Woda co płynęła stanie
Żaba sobie zdrowie zszarpie
Słuchaj jak śpiewają karpie.
ZAKOŃCZENIE
Po raz ostatni zadźwięczał dzwonek
Już są wakacje, lekcje skończone.
Więc do widzenia, kochana szkoło,
Będzie cię słonko grzało promieniem
A stary kasztan osłoni cieniem.
Wrócimy zdrowi i opaleni,
By znów do pracy stanąć w jesieni.
ŻYCZENIA
Dobrego wypoczynku, odprężenia psychicznego oraz wielu bogatych przeżyć w okresie wakacji
Dyrekcji szkoły, Gronu pedagogicznemu
Administracji szkoły, koleżankom i kolegom
Życzymy
JAN PAWEŁ II PAPEŻ RODZINY (rok 2012)
Prezenterka: Dzień dobry Państwu. Witam w kolejnym wydaniu Magazynu Katolickiego, który dziś w całości poświęcimy, jak się państwo zapewne domyślacie, osobie bł. Jana Pawła II. 16 października to dzień w którym cały świat usłyszał: "Habemus Papam", Mamy Papieża. Od 12 lat w październiku obchodzimy w Kościele Niedzielę Papieską, a w wielu szkołach odbywają się uroczystości ku czci Ojca Świętego.Prezenter: „Szukałem was, a teraz wy przyszliście do mnie” – te słowa wypowiedział Ojciec Święty 2 kwietnia 2005 r. To one stały się podsumowaniem całego pontyfikatu. W naszym telewizyjnym studio gościmy dziś ludzi, którzy zetknęli się z Ojcem Świętym na różnych etapach jego życia w Polsce i za granicą. Oto nasz pierwszy gość - pan Zygmunt Siłkowski. Witam Pana!
Gość I: (Starszy pan w garniturze) Dzień dobry!
Prezenter: Kiedy pan zetknął się z Papieżem?
Gość I: Chodziliśmy do jednej klasy w gimnazjum w Wadowicach. Często odwiedzałem Karola w rodzinnym domu. Jego biurko stało pod oknem, z którego widać było napis, umieszczony na murach wadowickiego kościoła: "Czas ucieka, wieczność czeka". Myślę, że młody wówczas chłopak często czytał te słowa i głęboko się nad nimi zastanawiał. Dlatego też codziennie był w kościele, w piłkę grywał tylko w sobotnie popołudnia, a przez pozostałe dni tygodnia zaraz po lekcjach się uczył. Nie rozumieliśmy tego wtedy.Prezenterka: Tak więc już wtedy dało się zauważyć, że wyróżniał się większą pobożnością wśród rówieśników.
Gość I: Tak, na pewno. Czas poświęcał w pierwszym rzędzie na modlitwę i pracę, a dopiero potem odpoczywał. My wszyscy wtedy najczęściej zmienialiśmy tę kolejność.
Prezenter: Trzeba jednak dodać, że ten wypoczynek wyglądał nieco inaczej, niż wyobraża to sobie współczesna młodzież.
Gość I: Oj, nie, nie mogę się z panią zgodzić. Myślę, że i dziś można by znaleźć miłośników pieszych wycieczek, górskich wspinaczek, żeglowania po jeziorach mazurskich, jazdy na nartach. Tak od młodości spędzał swoje wakacje i czas wolny. Będąc księdzem, często wędrował ze swoimi parafianami po Polsce. Ojciec Święty wiedział, czym biją młode serca. Czuł, że młodzi szukają odpowiedzi na podstawowe pytania, że szukają nie tylko sensu życia, ale i konkretnego projektu, według którego mają budować swoje życie.Prezenterka: W pierwszej encyklice Jan Paweł II napisał: „ Człowiek nie może żyć bez miłości. Człowiek pozostaje dla siebie istotą niezrozumiałą, jego życie jest pozbawione sensu, jeśli nie objawi mu się Miłość, jeśli nie spotka się z Miłością, jeśli jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej swojego uczestnictwa”. Papież był wspaniałym przewodnikiem, pokazywał jak budować prawdziwą miłość, taką do jakiej powołał nas Bóg, dawca miłości. Ojciec Święty wiedział, że za taką miłością chce podążać młodzież. Jest z nami w studio pani Renata, która wspomina pewne przypadkowe spotkanie na górskim szlaku.
Pani Renata: Tak to prawda. W 1978 roku pojechaliśmy z mężem, naszym czteroletnim synem i moją mamą do Zakopanego. Postanowiliśmy wyruszyć na szlak. Wszystkim podobał się ten pomysł tylko nie mnie, matce, która musiała uganiać się za swoim rozbrykanym malcem. Po jakimś czasie dołączył do nas sympatyczny starszy pan, który okazał się księdzem z Krakowa. Rozmawialiśmy o konklawe, o kardynale Wyszyńskim i o tym, że my młodzi często się sprzeczamy. Ksiądz pocieszył moją mamę, że jak się sprzeczamy, to znaczy, że się kochamy. Ja byłam w złym humorze i nie miałam ochoty na rozmowę, nie chciałam też zrobić sobie wspólnego zdjęcia na koniec wycieczki. Jakie był nasze zdziwienie, kiedy po powrocie do domu nasz synek przywołał nas przed telewizor i pokazał sympatyczna twarz wypełniającą cały ekran. Właśnie wybrano nowego Papieża - Polaka, Papieża - księdza z wycieczki w Zakopanem. Zbladłam z wrażenia. Dziś jesteśmy już 30 lat po ślubie, mamy dorosłego syna i rzeczywiście bardzo się kochamy. Żałujemy tylko, że nie mamy zdjęcia z tej wycieczki. Jak się okazuje, ten dzień - 27 września1978 roku - był to ostatni pobyt kardynała Wojtyły w Zakopanem przed konklawe.Pieśń:
Narrator I: W książce „ Przekroczyć próg nadziei” czytamy: „Młodzi w gruncie rzeczy szukają zawsze piękna w miłości, chcą, ażeby ich miłość była piękna. Jeśli ulegają swoim słabościom, jeżeli idą za tym wszystkim, co można by nazwać „zgorszeniem współczesnego świata”, a jest ono, niestety, bardzo rozpowszechnione, to w głębi serca pragną pięknej i czystej miłości. Odnosi się to do chłopców, i do dziewcząt. I ostatecznie wiedzą, że takiej miłości nikt im nie może dać, jak tylko Pan Bóg. I dlatego gotowi są pójść za Chrystusem bez względu na ofiary, jakie z tym mogą być związane”.
Narrator II: Ojciec Święty dla każdego z nas pragnął pięknej i czystej miłości. Uczył, że prawdziwa miłość nie jest mglistym uczuciem, ani ślepą namiętnością. Jest wewnętrzną postawą, ogarniającą całe jestestwo człowieka. Jest patrzeniem na bliźniego nie po to, by się nim posłużyć, ale by mu służyć.
Narrator III: Jan Paweł II zachęcał młodych do wierności drodze ewangelicznej: „ Obejmując was jak ojciec, powiadam wam: obierzcie słuszną drogę, którą wskazuje wam Bóg w swoich przykazaniach. Są to słowa prawdy i życia. Ci, którzy praktykują to Boże Prawo często są zmuszeni iść pod prąd. Domaga się, abyście byli obrońcami Jego Prawa i abyście przekładali je na konsekwentne postępowanie w codziennym życiu”.
Pieśń:
Narrator I: Ojciec Święty zachęcał nas, byśmy patrzyli na nasze życie, na naszą miłość „czystym sercem”. „Czystość serca – tłumaczył – to przede wszystkim czystość wiary. Tylko czyste serce może w pełni kochać Boga! Tylko czyste serce może w pełni dokonać wielkiego dzieła miłości, jakim jest małżeństwo ! Tylko czyste serce może w pełni służyć drugim ! …Nie pozwólcie, aby niszczono waszą przyszłość ! Nie pozwólcie odebrać sobie bogactwa miłości ! Chrońcie Waszą wierność; wierność waszych przyszłych rodzin, które założycie w miłości Chrystusa”.
Narrator II: „ Kto kocha nie boi się poświecenia. Przeciwnie, w ofierze szuka najbardziej przekonującego dowodu swej miłości… Sekret tkwi w szczerej, osobistej i głębokiej miłości do Chrystusa. Papież dawał wskazówki: „ Młodzieży, moja zatem odpowiedź jest taka: kochajcie Chrystusa, a wtedy zaakceptujecie wymagania, które Kościół w Jego Imieniu na was nakłada, ponieważ są to wymagania pochodzące od Boga – Stwórcy i Odkupiciela człowieka; zaakceptujcie te wymagania w waszym życiu, a wtedy odkryjecie ich wartość”.
Narrator III: Papież mówił: „ Wiek wasz jest porą życia najbardziej korzystną dla zasiewów i przygotowania gruntu pod przyszłe zbiory. Im żywsze będzie zaangażowanie, z jakim podejmiecie wasze obowiązki, tym lepiej i skuteczniej będziecie spełniać wasze posłannictwo w przyszłości. Przykładajcie się do nauki z wielkim zapałem. Uczcie się poznawać coraz to nowe przedmioty. Wiedza bowiem otwiera horyzonty i sprzyja duchowemu rozwojowi człowieka. Prawdziwie wielki jest ten człowiek, który chce się czegoś nauczyć”.
Prezenter: Po tej krótkiej refleksji nad sensem życia, przenieśmy się do studia w Warszawie, gdzie czekają kolejni goście.
Prezenterka: Jak pan wspomina Ojca Świętego?
Góral ze Szczawnicy: To był niezwykły człowiek bardzo życzliwy i otwarty na innych. A w dodatku miał doskonałą pamięć. W latach osiemdziesiątych znalazłem się w Rzymie, w kościele, który miał wizytować Ojciec Święty. Papież przechodząc chyba poznał Polaka, bo zapytał: "Skąd pan jest?" Odpowiedziałem, że ze Szczawnicy. "Tak! Góral ze Szczawnicy" - rzekł Papież.
Kilka dni później podczas audiencji środowej w Watykanie Papież podchodził kolejno do każdego. Kiedy zbliżył się do mnie z uśmiechem rzekł: "A myśmy się gdzieś nie spotkali!". Odebrało mi głos. Po chwili powiedziałem: "Kiedyś na placu przed kościołem...".Ojciec Święty na to: "A właśnie, Pan góral ze Szczawnicy, pamiętam".
Prezenter: Bezpośredni sposób bycia Jana Pawła II był często źródłem anegdot i pomyłek. W książce "Kwiatki Jana Pawła II" Janusz Poniewierski przytacza takie zabawne opowiadanie. Posłuchajmy: "Pewnego razu Papież zadzwonił do Szwajcarii, gdzie leczył się jego ciężko chory przyjaciel. Telefonistka zanim połączyła z pokojem chorego biskupa Andrzeja Deskura chciała wiedzieć, kto mówi.
- Papież- odpowiedział jej zgodnie z prawdą. Po drugiej stronie zapadła cisza ,Po chwili słuchawka z trzaskiem opadła na widełki. Wcześniej Ojciec Święty usłyszał:
- Z Pana taki papież, jak ze mnie chińska cesarzowa".
Prezenterka: Zachęcamy do zapoznania się z tą interesującą lekturą, która w sposób przystępny przybliża nam postać Papieża.Prezenter: Ojciec Święty to autor wielu książek i dokumentów kościelnych. Wsłuchajmy się jeszcze w Jego słowa:
Uczniowie ubrani na galowo wygłaszają krótkie myśli (można wykorzystać podkład muzyczny). "Nie lękajcie się! Nie lękajcie się tajemnicy Boga, nie lękajcie się Jego miłości i nie lękajcie się słabości człowieka, ani też Jego wielkości. Człowiek nie przestaje być wielki nawet w swojej słabości". "To nie tyle Bóg odrzuca człowieka, ile człowiek odrzuca Boga". "Usunięcie Boga ze świata było grzechem przeciw człowiekowi". "Bez Chrystusa trudno zrozumieć człowieka"."Ewangelia nie jest obietnicą łatwych sukcesów, będzie się ona zawsze i wszędzie potykać o sprzeciw człowieka".
"To, co nas łączy, jest większe od tego, co nas dzieli".
"Ostatecznie tylko Bóg może człowieka zbawić, oczekując jednak jego współpracy".
Prezenterka: Nasz czas antenowy dobiega już końca. Mam nadzieję, że przybliżyliśmy Państwu osobę Ojca Świętego. Człowieka duchowej głębi, wielkiej modlitwy, przewodnika prowadzącego Kościół Katolicki krokami giganta, ale i naszego wielkiego Rodaka, z którego wszyscy Polacy są dumni. Dziękujemy za uwagę !Pieśń: "Barka"
JASEŁKA 2012
Występują: Narrator (4x), archaniołowie: Gabriel, Michał i Rafał, mały Aniołek, diabły: Lucyfer, Boruta i Azazel, nawrócony diabeł Rokita, Kacper, Melchior, Baltazar, Żyd Icek, Herod, Śmierć, Józef i Maryja, Kuba, Maciek
NARRATOR I: Pan Bóg już stąpił do nas na ziemię,
Chcemy więc uczcić Go przedstawieniem,
I jako dawny obyczaj każe,
Jasełka Chcemy nieść Jemu w darze...
Dziś w świecie modne są udziwnienia,
Lecz my normalni – nic się nie zmienia;
Będzie więc Herod i aniołowie,
Diabły, pasterze i 3 królowie...
Lecz byście się tu nie zanudzili,
Żeśmy realia uwspółcześnili...
Co z tego wyszło – wnet zobaczycie...
Ufam, ze końca tu dosiedzicie...
No, czas zaczynać, a w pierwszym akcie,
Światy dwa staną tutaj w kontakcie...
Anioły widzieć będziem z diabłami,
Jak to się stało? – zobaczcie sami...
ARCH. GABRIEL: - Michał!, Rafał!!
Szybciejże, bracia, moc pracy czeka,
Bóg przecież dzisiaj w postać człowieka
Już ma się wcielić, roboty masa!
ARCH. MICHAŁ: - Czego tak wrzeszczysz, jest już i Rafał!
ARCH. GABRIEL:- Czego tak wrzeszczę? Bo się guzdrzecie!
Trza jeszcze tyle zrobić na świecie!...
Uszczelnić szopkę, wyczyścić bydło...
Wzięliście mopy, szczotkę i mydło?
ANIOŁEK: - Hallo!!
ARCH RAFAŁ: - A co ty tutaj robisz, mój drogi?
My się spieszymy, nie właź pod nogi!
ANIOŁEK: - Ale ja właśnie chciałbym wam pomóc...
Nie chcę tak siedzieć bezczynnie w domu!...
No i do pracy chciałem się zgłosić...
Bo tak tu siedzieć?! – mam tego dosyć...
ARCH MICHAŁ: - Nie marudź, mały, zmykaj do nieba,
Dzięki za pomoc, ale nie trzeba...
ARCH. GABRIEL: - Ej, młody, nie rób tu miny takiej,
Chyba nie płaczesz?! No, bądź chłopakiem!...
ARCH. RAFAŁ: A może weźmy z sobą małego?
Sprytny jest – w szopce zda się do czego...
ANIOŁEK: - Tak, proszę! Weźcie! Ja wam pomogę!
Co trzeba, zrobię!
ARCH. MICHAŁ:- Lecz przecież w drodze
Nie zdążysz, mały, lecieć za nami!
ANIOŁEK: - Ja będę szybko machał skrzydłami!
Przecież przed sobą was będę widział...
Ja na WF-ie wyprzedzam Mig-a...
ARCH. MICHAŁ: - No, dobra, krzyknij, jakbyś zostawał...
Ale uważaj, bo drogi kawał
Lecieć będziemy „strefą niczyją”...
Tam można diabły spotkać!... Tam biją... !
ARCH. RAFAŁ: E tam, już nie strasz go, o Michale,
Dawno tam diabłów nie widać wcale...
ARCH. MICHAŁ: Dobra, już, dobra, ale uważaj...
Na ziemi w szopce będziesz pomagał,
A teraz w drogę, bo późno strasznie...
ARCH. RAFAŁ: - Trzymaj się, młody, w locie nie zaśnij, (hehe)
(odliczają – 3, 2, 1 FIRE!!!!)
ANIOŁEK: - Matko, jak poszli!, jak to zrobili?!
Palenie skrzydeł se urządzili?!...
Lecz ja ich złapię, zaraz dogonię...!
Ale gdzie teraz?... no, pięknie!- koniec!!!
(krzyczy) Hej, zaczekajcie, ja nie Kubica!!!...
Ale... usłyszą... pusta ulica...
A gdzież ja jestem, o Matko Boska!
Toż ja myślałem, że droga prosta!
W prawo - czy w lewo?! Czy w dół, czy w górę?!
Na ziemię skręcić tu, czy za chmurą?...
Trza chyba wracać...Coś chyba widzę,
Ze się zgubiłem... ech, ciut się wstydzę...
Ale... KTÓRĘDY?!! Która to droga,
Ta?!..., może tamta wiedzie do Boga?!!
Co ja mam zrobić?... mój Boże drogi...
Nie wiem, gdzie jestem! Zmyliłem drogi!...
Ale... Ktoś jest tu!! (krzyczy): Hej!!! CZEKAJ!!!
Możesz mi pomóc?
Chyba zgubiłem drogę do domu...
ROKITA (wersja – diabeł): A kim ty jesteś?! Skąd się tu wziąłeś?...
ANIOŁEK: - Ja z nieba lecę, jestem aniołem.
Miałem na ziemię trafić, lecz teraz
Boję się strasznie i chcę do nieba...
ROKITA: - Aniołem mówisz?... Ot, to zagwostka!
Chcesz, bym ci pomógł w niebo się dostać? Hihihi...
ANIOŁEK: - Czemu się śmiejesz? O co tu chodzi?
I kim ty jesteś?! Czy coś mi grozi?!...
(zaczyna płakać)
Trzeba posłuchać było aniołów...
Mówili, żeby nie ruszać z domu...
ROKITA: - No, nie płacz... nie płacz... Już ci pomogę!
Zaraz ci szybko pokażę drogę.
ANIOŁEK: - A kim ty jesteś?
ROKITA: - Ech... - nie chcesz wiedzieć...
Ważne, że pomóc chcę ci w potrzebie...
ANIOŁEK: - Ale... nie jesteś ty diabłem chyba?
ROKITA: - Jestem, nie jestem... nie ma co gdybać...
ANIOŁEK: - Bo Michał mówił, żeby uważać,
Bo jak mnie złapią...
ROKITA: - Możesz nie gadać?!
Jak nas usłyszą moi koledzy,
Masz przerąbane!... Możesz mi wierzyć!...
(pokazując,... powoli na horyzoncie pojawia się diabeł Boruta)
Leć do tej chmury, potem na lewo.
I stamtąd prosto już będzie niebo...
ANIOŁEK: - Matko Najświętsza! Tyś diabeł chyba!...
I chcesz mi pomóc?
ROKITA: - Mówiłem, Spływaj!!...
Nie ma już czasu!!... Już!!... Ani chwili!
Nie chcę, by inni cię zobaczyli...
ANIOŁEK: - Już lecę... Bardzo, bardzo dziękuję!
Może i ja kiedyś cię uratuję...
ROKITA: - Poleciał w końcu!... ale gaduła!
Lecz, z drugiej strony... - miła gębula...
Więcej niech drogi złej tu nie szuka...
(diabeł Borta już za nim, odwracając się spostrzega go, ten wszystko już słyszał i widział)
O, w mordę jeża!!... diabeł Boruta!!...
DIABEŁ BORUTA: - Ja chyba śnię tu! Na diabła rogi!
Anioł zabłądził, pomylił drogi...
Mieliśmy w garści białasa tego!
A tyś pokazał mu, gdzie jest niebo?!!
I zwiał nam teraz! – Zapłacisz za to!!...
Rogi ci utnę, zdradziecka szmato!!
ROKITA: - Ale to jeszcze malec był przecie...
D. BORUTA: - Tłumaczyć będziesz się ty przed szefem!
Znalazł się, kurna, drań z Caritasu!!...
Cierpliwy byłem... - ale do czasu!!
Zawsze ty jakiś odmieniec byłeś!
Już jako dziecko zła nie lubiłeś!
A teraz, gdy do gimnazjum chodzisz,
To tylko nauka jest ci wciąż w głowie!
Zamiast normalnie pić, bić i palić,
Ty chcesz tu uczyć się doskonale!
Znam twoje stopnie! I wiem też wiele!
Jestem tam przecież nauczycielem!
Lecz się za ciebie weźmiem, kolego
(łapie go za ucho, prowadzi)
od dziś już „zero tolerancji dla dobrego”!!!
(wchodzi Lucyfer)
Jest i Lucyfer... posłuchaj, szefie...
Wieści ci niosę – pewnie chcesz wiedzieć,
Że mały biały durny aniołek
W strefie niczyjej pomylił drogę...
I w sumie wpadł już w diabelskie sidła...
Mały był jeszcze... bez szans się wyrwać!
LUCYFER: - Wspaniała wieść to! Wręcz wyśmienita!
Taki prezencik, to jak chiquita
Nie zwykły banan!... Będzie zabawa!...
Dawaj go!! Będziem go męczyć zaraz!
Jak ja nie cierpię aniołów głupich!
Każę mu zaraz skrzydła wyłupić!...
D. BORUTA: Lecz widzisz, szefie... ten młody diabeł
Zepsuł nam „nieco” naszą zabawę!...
Widzisz... on pomógł jemu w potrzebie...
Pokazał drogę... anioł już w niebie!...
LUCYFER: - Coś ty powiedział? Puścił anioła?!!
Przecież czyn taki o pomstę woła!!!
Wiesz, coś uczynił?!! – zdradziłeś piekło!!!
ROKITA – Ale to było wszak jeszcze dziecko!...
LUCYFER: - No, właśnie! Dziecko mogliśmy złapać!
Jak byś dużego anioła złapał?...
Mocniejsze od nas są, mówiąc szczerze...
ROKITA: - Więc ty się boisz ich, Lucyferze?!...
Jeszcze raz mówię!... to dziecko było!
LUCYFER: - Jak ja cię zaraz przywalę w ryło!...
Będziesz mi tutaj prawił kazanie?!!
Dać mu sto batów na pożegnanie!
Ściąć skrzydła, rogi, i won na ziemię!
Tak to się karze zdradzieckie plemię!!!...
ROKITA: - I dobrze!... dosyć mam zła i piekła!!...
LUCYFER: - Patrz go! – to bestia jakaś zaciekła!
Więc dwieście batów! I nieśmiertelność
Też niechaj straci! Co za nikczemność!!
Cóż to za buta!! – tak do mnie mówić!!
Precz z moich oczu! I won! – do ludzi!!...
Wymierz, Boruto, karę z diabłami!
A teraz odejść!...
BORUTA: - Chodź ze mną, zdrajco...
(nieomal czule, z ironią) – jesteś pod „dobrymi” skrzydłami...
AKT II
NARRATOR II: Tak to w złym świecie dobroć się karze...
Lecz czy do końca? – to się okaże...
Teraz akt drugi... - już miedzy swemi...
- Twardo będziemy stąpać po ziemi...
Pasterze oto już po dniu pracy...
Tam, przy ognisku siedzą biedacy...
Każdy zmęczony, o spaniu marzy...
Lecz znając życie... coś się wydarzy...
KUBA: - No, siądźmy Maćku w końcu po pracy...
Jak dobrze mają wszyscy rodacy,
Co w biurach siedzą... ot, osiem godzin,
A potem laba, i witaj w domu...
MACIEK: - Ech, nie tak prosto bydła pilnować...
Od wschodu po zmierzch trzeba harować...
KUBA: - Tyle, ze studiów nie kończyć trzeba...
Taki pożytek jest z tego chleba...
MACIEK: - A co tam studia, w Brytanii kraju,
To i bez studiów jak zarabiają...
KUBA: - Ale wyjeżdżać na świata koniec?...
Nie!, wolę ja już zostać tu w domu...
MACIEK: - Ano tak, Kubo... już na tej ziemi
Kości my złożym z ojce swojemu...
KUBA: - A młodzi mówią, ze my idioci,
Z głodu pomrzemy tu... patrioci...
MACIEK: - Ech, szkoda gadać, takie to czasy...
Lecz cóż to, Kubo, są za hałasy?
KUBA: - Nie wiem, ja, Maćku... Ktoś jakby płacze?...
Czy coś się stało?... pójdę – zobaczę...
Hej!... jest ktoś tutaj?... Niechaj zobaczę...
O Dobry Boże!! Ktoś tu?! Co, płaczesz?!...
Co ci się stało?!... Maćku kochany,
No popatrz, popatrz, kogoś tu mamy...
MACIEK: - Na wielkie nieba! To jakiś młodzik!...
Co ci jest chłopcze?... O co tu chodzi?...
Czemu ty płaczesz?... Chodź do ogniska,
Niech ci się chociaż przyjrzymy z bliska...
KUBA: - Głodnyś ty może? Posiłek marny...
Lecz zapraszamy... - MAĆKU!.. to czarny!!...
MACIEK: - Co też ty mówisz?!! Czarny z Afryki?!
Uważaj, może to jakiś dziki?!!!
KUBA: - Cichaj!! – Bo jeszcze nas aresztują!
Od czasów Beger wszystko filmują!...
Ty nie mów: „czarny”, ani: „poganin”...
To jest, kolego... „afroamerykanin”!!!...
MACIEK: - Racja!... Przepraszam, panie murzynie!
Znaczy się... afroamerykaninie!...
ROKITA (wersja – człowiek): - Nie jestem murzyn, drodzy panowie...
A nawet gdyby... to ja też człowiek!...
KUBA: - Pewnie, ze człowiek.!.. Bzdury gadamy...
My nie skinchedzi... wszystkich kochamy!...
(na stronie) Musi, oberwał, Maćku, po głowie...
Czarny – nie murzyn!... – wyobraź sobie!...
MACIEK: - Nieważne, Kubo... znać, ze ma biedę...
A może to... syn Olisadebe?!...
KUBA: - Poważnie mówisz?!...
MACIEK: - Nie wiem, idioto!
Po prostu, może spytaj go o to!...
KUBA: - Może i racja... hmm... - chłopcze drogi...
Co cię sprowadza w te nasze drogi?...
MACIEK: - I czemu płaczesz, jeszcze nam powiedz?
Czyżby cię skrzywdził jakiś zły człowiek?...
ROKITA: - Moi kamraci mnie wyrzucili...
I na ostatek, jeszcze pobili...
Za to, zem trochę serca okazał,
I zgubionemu drogę pokazał...
KUBA: - Cóżesz ty mówisz!... A to niecnoty!!...
Jakieś bandziory!! Kawał hołoty!!...
MACIEK: - Trza będzie zgłosić to do stolicy!
Już im minister ziobra policzy!...
KUBA: Ale to potem, chodź bracie teraz,
Gościnność – mówią – bramą jest nieba!
MACIEK: - No i dość pytań! – siadaj tu z nami...
Bezpiecznyś tu, jak... zając z żubrami!
KUBA: - Nikt cię nie skrzywdzi... oto posiłek,
Częstuj się... śmiało!... musisz mieć siły...
(na stronie) Musiał być głodny... ależ zażera!...
MACIEK: - I prawdę gadał!... Niech mnie cholera (ups!...)...
Poobijany, ze aż strach, cały...
Musi, te dranie tak go skopały!...
Trzeba mu pomóc, Kubo, koniecznie,
Ale niech noc se prześpi bezpiecznie...
KUBA: - Jutro do miasta z nim trza iść będzie.
Zgłosimy sprawę tę na komendzie!...
ROKITA: - Dzięki wam, mili moi panowie!
Przyznam, ze nieźle podjadłem sobie...
Dobrzyście ludzie! – i być tu wolę,
Niźli w tym smętnym piekielnym kole!...
A tak straszyły mnie diabły wredne,
Że tu na ziemi już szybko szczeznę...
Że mi już tutaj nikt nie pomoże...
MACIEK: - Cóżesz ty pleciesz, mój Dobry Boże!
Jakie szatany, i jakie koło?
Puknij się, młody, ty może w czoło?
KUBA: - Cichajże, Maciek, wszak go obili!
Pewnie mu klepkę w głowie zruszyli...
Ja również z tego rozumiem mało...
Musi, zdzielili go bez łeb pałą!...
MACIEK: - No, racja Kubo, ot, baran ze mnie!
Toć go obili! No racja! Pewnie!...
A ja tu jeszcze krzyczę na niego...
Połóż się może do snu, kolego...
Weź tu me futro, Kuba da swoje...
Najlepszy sen jest na wszelkie znoje...
KUBA: - Połóż się, połóż, bracie kochany,
I śpij spokojnie! – my tu czuwamy...
ROKITA: - Spanie, mówicie?... A co to znaczy?... (ziewa)
Nigdy nie spałem... (ziewa), chciałbym zobaczyć...
Ja diabłem byłem, nie wiem, co znaczy...chrrr (zasypia, pochrapuje)
MACIEK: - oj, dostał nieźle ten nasz biedaczek...
KUBA: - Sen mu potrzebny! – byłem ja kiedyś
W szpitalu w mieście w jakiejś potrzebie...
Lekarz przyjemny, mądry, uczony,
Pyta mnie – gdzie ja ubezpieczony?...
„prywatnie, czy też to w NFZ-cie”?
Ja mu – „prywatnie? – nie, nigdy w świecie,
Przecież to drogo... Nie stać mnie na to”...
Więc mi mój doktor dał radę taką:
„skoro tak – mówi – tak, panu powiem,
Śpij se pan dużo, bo sen... to zdrowie”...
No i faktycznie! – spałem i spałem,
Aż tę chorobę przechorowałem!...
MACIEK: - Więc i my śpijmy, nie ma co zwlekać,
Jutro wszak ciężki dzionek nas czeka...
- Dobranoc...
KUBA: - Dobranoc...
NARRATOR II: Spaliby sobie smacznie do rana...
Lecz... noc nie mogła ta być przespana...
Bo Bóg się zrodził w Betlejem, w żłobie,
Budzą pasterzy więc aniołowie...
ARCH. GABRIEL: - Wstańcie pasterze! Czas się wypełnił!
Bóg na świat przyszedł, Słowo swe spełnił!
ARCH. MICHAŁ: - Co jest, nie słyszą?! Zbudźcie się, śpiochy!
(wrzeszczy) WSTAWAĆ, PASTERZE! – NIE RÓBCIE WIOCHY!!
KUBA (przerażony, budząc się): Co to?! Kto to?! Policja?!!!
- Panowie władza, nic my nie pili!
Tego czarnego też nie my zbili!...
MACIEK: - My go przyjęli i nakarmili...
ARCH. RAFAŁ: - Policja? Czarny? Czyście zgłupieli?!!
Wszak my jesteśmy z nieba anieli!...
KUBA & MACIEK – Aaaaaa....
ARCH. GABRIEL: - Wieść wam niesiemy, Bóg na świat przyszedł
Mesjasz się zrodził, by dać wam życie!
KUBA: - A dyć to prawda?!! O, Bogu chwała!
Toć cała ziemia tu go czekała!
MACIEK: - Hosanna!, tyle żeśmy wzdychali,
Wieki tęsknili, wypatrywali...
KUBA: - Co mamy robić, o aniołowie?!
Jak uczcić Boga w ludzkiej osobie?...
ARCH. MICHAŁ: No właśnie, po to my was budzimy,
I w środku nocy do was lecimy...
Idźcie, uczcijcie go swym pokłonem,
Tu, pod Betlejem – stajnia Mu domem...
ARCH. RAFAŁ: W złobie w Dziecięciu zamknione niebo!
Idźcież czym prędzej do Króla swego...
MACIEK: - Pewnie, że pójdziem – w tej to godzinie,
Pokłon oddamy Bożej dziecinie...
KUBA: - Dary też Jemu z serca oddamy...
Tylko, że, Maćku..., my nic nie mamy...
ARCH. GABRIEL: - Nieważne dary, serca Mu dajcie,
Kolędę jaką też zaśpiewajcie...
ARCH. RAFAŁ: - My już lecimy... wy nie zwlekajcie,
Ale czem prędzej razem ruszajcie!... (odlatują)
MACIEK: - Dobrze, anieli, tak i się stanie!
Chodź z nami, czarny, nie czas na spanie!
KUBA: - Szkoda go budzić... lecz trza to zrobić...
Nie co noc Pan Bóg rodzi się w żłobie!...
Wstawaj, kolego!... Ruszać nam trzeba,
Witać naszego Mesjasza z nieba!
ROKITA: - Nie śpię, ja archaniołów widziałem...
I, ze śpię, tylko... tak udawałem...
Ja się ich trochę, też... przestraszyłem...
Przecież mówiłem... ja diabłem byłem...
MACIEK (na stronie): - Jeszcze nie przeszło mu, biedakowi...
Dobrze już, potem nam to opowiesz...
KUBA: - A teraz prędko, ruszajmy w drogę,
Bo toć Betlejem za Wasilkowem!...
Kawałek drogi do przejścia mamy,
Nie guzdraj, bracie, ino ruszamy!
MACIEK: - Lecz jeszcze zdradź nam, jak się nazywasz
Nie będziem „czarny” ci mówić chyba...
Ja jestem Kuba, a to jest Maciek...
A jak Cię zowią, nasz czarny bracie?
ROKITA: - Ja już nie „czarny”, jakby kto pytał...
A zwą mnie prosto... Jaśko... Rokita...
AKT III
NARRATOR III: Teraz się zacznie tutaj akt III,
Strzeżcie się starcy, bójcie się, dzieci!
Będzie w nim Herod ze śmiercią gadał,
Diabły też będą... oj, biada, biada...
HEROD: - Co by tu zrobić, czym by się zająć.,
Coś muszę zrobić, tu nie zwlekając...
Coś nudno jakoś w pałacu moim!
Może się... zajmę wyglądem swoim?
I operację plastyczną zrobię...
Co! – jak mógł Jackson, może i człowiek!
Ale... to chyba nie jest konieczne!...
Przecież i tak ja będę żył wiecznie...
Taką uchwałę zaraz wprowadzę!
Taki przywilej mających władzę!...
Potem... zjem obiad, i się położę...
Ciężko się żyje królom... Mój Boże...
(wpada śmierć)
ŚMIERĆ: - No, siema, Herod, to ja już jestem!...
Se pomyślałam – wpadnę ciut wcześniej...
HEROD: - A kim ty jesteś? To jakieś czary?
Jakżeś tu weszła?
ŚMIERĆ: - No wiesz, co?! Stary!...
Śmierć przecież jestem, co ty, nie czaisz?
Przyszłam cię tutaj życia pozbawić...
Zbieraj się szybko, bo nie mam czasu!
HEROD (wrzeszczy): STRAŻ!!!
ŚMIERĆ: Przestańże wrzeszczeć, oszczędź hałasu!
Hałas źle działa mi na psychikę...
A w tej robocie bez niej żeś nikim!...
Nikt mnie nie kocha, nikt nie napisze...
(pociąga nosem) Więc chyba mogę chociaż mieć ciszę!!
HEROD: - Ale ja przecież wiecznie żyć miałem!
-Dekret królewski o tym wydałem!
ŚMIERĆ: - Swój dekret wsadź se w ... kieszeń, kolego!
Dla mnie rozkazy wydaje niebo!
HEROD: - Nie mogę umrzeć tutaj, jak prostak!
Mów, czego pragniesz, i co chcesz dostać?
Wszystko ci oddam! Masz, bierz – nie liczę!...
Jam prawie Bogiem!...
ŚMIERĆ: - Prawie... robi różnicę!...
No, co ty, stary! Po co mi tyle?
(śpiewa) nie dbam o kasę, nie dbam o bilet,
Ściskając w ręku... (przerywa)... a to się rozmarzyłam się!...
No, nie zagaduj mnie tu już więcej.
Nie chcę ja złota, nie chcę pieniędzy!
Patrz – i dziewiąta już prawie bije...
Pora ci, koleś, urżnąć tę szyję!...
HEROD: - Czekaj! Dziewiąta? – toć ósmej nie ma...
Za wcześnie!
ŚMIERĆ: - Która? – to jakaś ściema!...
HEROD: - Nie, ja zegary mam znakomite!
Są sterowane przez satelitę!...
ŚMIERĆ: - No, to już nie wiem, o co tu chodzi...
Moja klepsydra... też spoko chodzi...
A, wiem już! (uderza się w czoło), Koleś! – Nie zaczaiłam
Że czas się zmienił!... no, przeoczyłam!...
Roboty tyle, urwanie głowy...
I... zapomniałam, że czas zimowy...
Więc, stary, jeszcze godzinkę mamy,
Wyluzuj, zapal... se pogadamy...
HEROD: - Dzięki, nie palę... uff, było blisko!...
Powiedz mi, czemu umrzeć mi przyszło?...
ŚMIERĆ: - Wiesz... ja dokładnie to ci nie powiem...
Nie mogę... ale... jest już z nami Bóg – Człowiek...
On świata Królem!... przyszedł na ziemię,
Tu, jako dziecko ...tu, pod Betlejem...
(telefon do niej dzwoni) przepraszam, moment...
Hallo?... Robota?... co? Pomieszali?
I zamiast corhydronu podali?!...
No, ale numer, niezła zadyma..
Jasne, że będę... tak – mam godzinę...
Gdzie lecieć? Polska?
Wiem, o co chodzi...
Na pogotowiu bywam tam ...
(do Heroda) Dobra, kolego, w Polsce afera,
I śmierć niestety, musi się zbierać...
Więc masz godzinkę... potem tu wracam,
I cię szybciutko o główkę skracam... :)
Na razie bywaj...
HEROD: - Uff... Było blisko!
Lecz można zmienić jeszcze to wszystko!
Tylko co zrobić? Co zrobić teraz?!
Ten król, to dziecko...
DIABEŁ BORUTA: - Nie wiesz, co zrobić? Prosta jest rada..
Dziecię po prostu zabić wypada...
HEROD: - A kto to znowu?! No, bez przesady!
Znów wlazły stwory! To jakieś dziady?!!!
Tu jest porządny królewski pałac!
Macie się z niego wynosić zaraz!
D. BORUTA: - Popatrz no, chama! My chcemy pomóc,
A ten tu chce nas wyrzucić z domu!
D. AZAZEL: - Co trzeba zrobić, to przecież wiemy,
Lecz, gdy nas nie chce, no to idziemy!...
HEROD: - Zaraz, czekajcie! Chcecie mi pomóc?!
A więc.. rozgośćcie się w moim domu...
Mam zaszczyt gościć kogo tym razem?
D. BORUTA: - Diabeł Boruta... diabeł Azazel....
Dobra, posłuchaj, bo czas cię nagli,
Radę ci dobrą podadzą diabli!
D. AZAZEL: - Każ zabić tego króla małego,
Sam będziesz rządził, gdy braknie jego!
D. BORUTA: - Ty dalej będziesz wówczas królował,
Gdy konkurencji spadnie wszak głowa!...
HEROD: - Ha! – pomysł przedni! Lecz problem mamy!
Jakże to dziecko my rozpoznamy?
Śmierć powiedziała, ze pod Betlejem...
Lecz które dziecko? – ja oszaleję!!!...
D. AZAZEL: - Jest na to sposób – można go dostać,
Gdy wszystkie dzieci zabić dasz rozkaz!
HEROD: - To nierealne! – tego rozkazu
Nikt nie wykona – mówię od razu...
D. BORUTA: - Nas zapominasz! My pomóc chcemy!
Tylko cyrograf mały spiszemy,
Że prawo do twej duszy my mamy!
Podpisz, i wszystko!... zaraz ruszamy...
D. AZAZEL: a wiedz, ze idą już trzej królowie
Tamtemu oddać pokłon w tej dobie!,
Nie mogą wrócić oni do domów,
Bo wieść rozniosą..., więc, po kryjomu... (gest podrzynania gardła)
Także rodzinę Króla małego...
I wszystkich świadków... Rządzisz, kolego!...
D. BORUTA: - Za wszystko jedna cena – cyrograf!...
HEROD: Zgoda!, tak zróbcie!
D. BORUTA: - Dawaj autograf! (podpisuje)
D. AZAZEL: - (głośno) To my lecimy! (cicho) ale on głupi!
My zło uczynim, na nim się skupi!
I tak Mesjasza przecież szukamy!
A teraz jego duszę już mamy!...
HEROD: - Więc kwestia rządów już zapewniona!
Bezpieczna dalej moja korona!...
Teraz trza tylko od śmierci uciec...
Zaraz!... mówiła, ze TUTAJ wróci!...
Lecz ja nie głupi... mnie TU nie będzie!...
Niechaj se szuka w pałacu wszędzie!...
Odleci szybko, zajęta ona...
Ja będę żywy, ona... wkurzona! (hihihihi)
Potem panować będę tu wiecznie!
Teraz uciekam... tam, gdzie bezpiecznie!...
AKT IV
NARRATOR IV: - W akcie ostatnim już czas na finał:
Będą Królowie, Święta Rodzina,
Diabły, anioły... niezła zadyma...
Cicho!... bo już się to rozpoczyna!...
KACPER: - Bracie Melchiorze, już czasu tyle
Idziemy razem, ani przez chwilę
Nie pomyślałeś, ażeby wrócić?
MELCHIOR: - Wrócić? No Kacprze – nie jestem głupi!
Teraz, gdy blisko już Władca Świata,
Ja mam z powrotem do żony wracać?
Poczeka trochę, nic się nie stanie...
Tylko na dobre to wyjdzie dla niej!...
KACPER: - Ja także wracać nie myślę wcale...
Przewodnik drogę zna doskonale...
BALTAZAR: - No, jak ma nie nać, jest żydem przecież...
KACPER: - Oj, Baltazarze, za głośno pleciesz!
Wszak lepiej mówić... „Izraelita”...
Bo wyjdzie, żeś jest antysemita!
BALTAZAR: - Ja?! – w życiu!, ale w jasełkach chyba
Potrzebna zawsze jest rola żyda!
KACPER: - No, ale tak, to brzmi obraźliwie!...
Chciałbyś, bym mówił ci tu, „ty żydzie”?
ICEK: - No... Po co się kłócić, Jaśnie Panowie,
Kłótnie prawnukom zostawmy sobie...
Za dwa tysiące lat, myślę, będzie
Tu między nami i wojna wszędzie...
Wy – arabowie, no i my – żydzi...
Jeszcze się zdążym i za nich wstydzić!...
Dziś się nie kłóćmy, nie obrażajmy,
Wspólnie idziemy, to pogadajmy!...
MELCHIOR: - Rację masz, Icek! Jeszcze daleko?
ICEK: - Do onej szopki? – nie, tu, za rzeką...
MELCHIOR: - Dobrze prowadzisz, powiem ja tobie...
ICEK: - Nu... wszak za darmo tego nie robię!...
BALTAZAR: - Cóż... prawdę mówiąc, to bierzesz sporo!...
ICEK: - Nu, ale dzieci mam piętnaścioro!
I żonce tez trza coś czasem kupić...
Jaśnie Pan może extra coś rzuci?...
BALTAZAR: - Chyba ci extra kopa wypłacę!...
MELCHIOR: - Nie złość się, co ty, - taką ma pracę!
Taka tradycja... też się targujesz,
Gdy na bazarze figi kupujesz...
KACPER: - Patrzcie, znów gwiazda zaczęła świecić!!!
Zaraz ujrzymy już Boże dziecię!...
BALTAZAR: - Lecz cóż to?!... stajnia?!... Jacyś pasterze?!...
Biedni rodzice?!... no..., mówiąc szczerze...
Myślałem, ze tu ujrzę pałace...
Służbę z aniołów że tu zobaczę...
ICEK: - Lecz to już tutaj, to prawda czysta!
A o mnie mówił... materialista...
Widzisz... ja Pismo znam przecież trochę...
Mówią..., dla Jahwe złoto jest prochem...
KACPER: - Rację masz, Icek! Szybko, Melchiorze,
Choć nie w pałacu – to Dziecię Boże!...
Więc już nie mędrkuj, o Baltazarze,
Chodź – złożym pokłon, i Jemu w darze
Mirrę i złoto... trochę kadzidła...
MELCHIOR: - Chciałeś aniołów?... no! – ten ma skrzydła!...
BALTAZAR: - Lecz cosik bracie... on jakiś mały...
MELCHIOR: - Nie rób przykrości !- sczerwieniał cały!...
ANIOŁEK: - Może nie jestem ja jeszcze duży,
Lecz Panu Bogu chcę wiernie służyć, o!!!
I dla Maryi, i dla Józefa!!!
Chcecie dać dary? – trzeba poczekać!
Bo teraz pokłon dają pasterze!
BALTAZAR: - Każe nam czekać?! No, ja nie wierze!...
ANIOŁEK: - CICHO!!!
KACPER: - Wszak już miłości jest prawo w świecie...
Wszyscy przed Bogiem my równi przecie...
KUBA: - Mesjaszu, Boże, my ludzie prości,
Nie mamy czym Cię tutaj ugościć...
Lecz przyjmij, Panie, choć serca nasze,
I dary skromne.. – ot ser i kaszę...
Nic więcej, Boże, my już nie mamy
Ale ci siebie samych składamy...
MARYJA: - Wstańcie, kochani, wystarczy serce...
Jemu nie trzeba wcale nic więcej!
Patrzcie, jak do was się tu uśmiecha...
Nie chciał mi zasnąć... - wciąż na was czekał...
JÓZEF: - Zostańcie jeszcze tu chwilę z nami,
Jak zwą was, bracia nasi kochani?
MACIEK: - Kuba i Maciek, a skoro pytasz-
To jest nasz nowy... Jaśko Rokita...
ANIOŁEK: - Kurcze, no albo mi się wydaje,
Albo ja tego gościa poznaję!...
JÓZEF: - Świetnie, lecz teraz spocznijcie sobie..
Niechże i pokłon dadzą królowie!...
MELCHIOR: - Kacper, Baltazar, Melchior... nasz Boże,
Świat niczym wielkim przyjąć nie może
Tego, co wszystko stworzył z niczego...
KACPER: - Ogarnąć Ciebie nie może niebo!
Więc – także nasze – serca weź w darze...
BALTAZAR: - A, ze dać dary obyczaj każe...
Więc, choć dla Ciebie, to jest jak błoto,
Lecz przyjmij mirrę, kadzidło, złoto...
MARYJA: - Miliście bardzo Synowi Memu!
Liczy się przecież: chęć służyć Jemu,
Wie, żeście wierni, zna wasze męstwo!
Da wam swe Boskie błogosławieństwo...
JÓZEF: - No i wy także zostańcie z nami...
Miło nam przecież być tu z królami...
ICEK: - No więc, i ja też z pokłonem stanę,
A co mi szkodzi! Może dostanę
Ja także Boże błogosławieństwo?
MARYJA: - No pewnie, Icku – popatrz, Maleństwo,
Ufnie do ciebie rączki wyciąga...
(w międzyczasie pojawia się śmierć)
ŚMIERĆ: - Wszyscy szczęśliwi? – no, dla mnie bomba!...
Ja pokłon Bogu też oddać pragnę,
Ale do tego wieści mam marne...
Właśnie skosiłam złego Heroda.
Myślę, nikomu nie jest go szkoda...
Chciał zwiać, i schował się gdzieś z kretesem,
Lecz namierzyłam go GPS-em...
Lecz jeszcze tyle zeń wydusiłam,
Że zło wam grozi... potem zabiłam...
Diabłom ten huncwot zaprzedał duszę!
Więc pomyślałam, że ostrzec muszę!...
Idą tu diabły i chcą was zabić!
Sorki, lecz muszę was już zostawić...
Bo w okolicy mam moc roboty...
Ale ostrzegam... b ę d ą k ł o p o t y !...
(wychodzi)
JÓZEF: - Co, diabły idą? Co my zrobimy?
Przecież się sami nie obronimy!
Aniołów więcej nam tu potrzeba!
Wezwij ich! – niechaj przybędą z nieba!
ANIOŁEK: - Tak, ja już pędzę, już dzwonię właśnie...
Gorącą linią na 112-cie...
„Hallo, tu szopka! Diabły nam grożą!
Przyślijcie zaraz eskadrę Bożą”...
Będą tu zaraz, już wylecieli!...
Szybciej, no szybciej, bracia anieli!!!
JÓZEF: - Lecz nim dolecą, bronić się trzeba!
Będziemy bronić tu Króla Nieba!
Królowie, Icek – wy z przodu stańcie!
Pasterze – obok żłóbka zostańcie!
Aniołku – staniesz tutaj, na skrzydle!
Nie przejdą łatwo bestie obrzydłe!...
BALTAZAR: - Wszyscy będziemy Go tutaj bronić,
A jeśli trzeba... zginiem w obronie!...
(wlatują diabły)
D. BORUTA: Słyszysz, Azazel?! Oni chcą śmierci!
I bardzo dobrze! – będziecie pierwsi!
Może i biegle mieczem władacie,
Lecz naszej mocy rady nie dacie!
D. AZAZEL: - a z pasterzami ja się uwinę!...
Ty zaś wykończysz Świętą Rodzinę!
ICEK: (wychodzi do przodu) – Po co ten pośpiech – nie bądźcie głupi!...
Dziś jest promocja – chcecie coś kupić?!
Rogi, podkowy?... Nie chcecie zmienić?
Wszystko markowe – i w świetnej cenie!...
(do towarzyszy) Towaru tego ja nijak nie mam,
Lecz chwilę chociaż ich tu zatrzymam...
ROKITA: - Aniołku! – chodź tu – ja wiem, co robić!
Popatrz ty na mnie, przypomnij sobie!
ANIOŁEK: - Wiem, kto ty jesteś!
ROKITA: - Potem wyjaśnię!
Wiem, co trza zrobić – niech ich grom trzaśnie!
Weź szybko wodę, leć do Dzieciątka,
Niechaj jej dotknie tu Jego raczka...
Woda się stanie święconą! – właśnie
Tego się diabły boją najstraszniej!
D. BORUTA: - No, gdzie te rogi, gdzie te podkowy?!!
D. AZAZEL: - Chce nas oszukać! Więc trup gotowy!
ANIOŁEK: - Zostaw go! Precz, diabelska przybłędo!
Co, chcesz oberwać? To stawaj ze mną !
D. BORUTA: Popatrz, to mała pokraka z nieba!
Zaraz inaczej tu będziesz śpiewał!
ANIOŁEK: - Ja będę śpiewał?! Pewnie, ze będę!
Lecz wpierw piekielną wygnam przybłędę!
D. BORUTA: Aaaaa!... Od rogów palę się do ogona!
D. AZAZEL: Na Lucyfera! Woda Święcona!
ANIOŁEK: Uciekać mi stąd! Ha!! Diabelskie męstwo!...
KACPER: - Patrzcie, uciekli, HURRA, zwycięstwo!
WSZYSCY: HURRA itd...(chwilkę)
MELCHIOR: - Vivat, Bohater! W górę go, w niebo!...
ANIOŁEK: - Nie, to nie ja!... To pomysł jego!...
(wpadają Archaniołowie)
ARCHANIOŁ 1 – JESTEŚMY!
ARCHANIOŁ 2 – CO JEST?
ARCHANIOŁ 3 – Coś wam tu grozi?
JÓZEF: - Nic już – lecz w sumie, to jeśli chodzi
O wasze tempo, toście... no właśnie...
Nieco spóźnieni... jak F-16...
ARCHANIOŁ MICHAŁ: - Chmury dziś nisko – wciąż nas zwalniały...
JÓZEF: - Dobra, już dobra!, Aniołek mały
Nas uratował!
ANIOŁEK: - To pomysł jego!
ARCHANIOŁ GABRIEL: - No, młody, dumne jest z ciebie niebo!
I tobie dzięki też!... HEJ!!! To diabeł!!!
Chwytaj, Gabriel, damy mu radę!
ARCHANIOŁ RAFAŁ: - Zobacz, se zgolił rogi i skrzydła,
To jest dopiero bestia przebrzydła!
ANIOŁEK: - Puśćcie go! Szybko! To on mi pomógł!
Kiedy zgubiłem drogę do domu!
To była prawda, ja nie kłamałem!
Wyście mówili, ze coś zmyślałem...
Z wodą święconą też pomysł jego!...
Puśćcie go zaraz!!! Chodź tu, kolego...
ARCHANIOŁ MICHAŁ: - Lecz jak to?! Co to! Toć szatan przecie!
ROKITA: - Ja już nie diabeł... odkąd żem w świecie,
Człowiekiem jestem... Mnie wyrzucili...
Skrzydła wyrwali... no i obili...
Rogi też ścięli... - Lucyfer kazał,
Za to żem jemu wtedy pomagał...
KUBA: - Więc byłeś diabłem?! To się zdarzyło?!
MACIEK: - Myśmy myśleli, że ci odbiło...
ARCHANIOŁ RAFAŁ: - I my też byśmy przeprosić chcieli,
Wybacz, lecz żeśmy wszak nie wiedzieli...
MARYJA: - Dobrze już, dobrze, chodź, chłopcze, do mnie!
Jestem ci wdzięczna szczerze! Ogromnie!
A za ten pomysł święconej wody,
Bóg nie poskąpi ci swej nagrody...
ARCHANIOŁ MICHAŁ: - (przez telefon) Hallo! Rozumiem! I tak się stanie!
Rozkaz przekażę, Boże i Panie!
Nasz Ojciec z nieba taką ma wolę!
W nagrodę stajesz się Jego aniołem!
Masz oto skrzydła! I bądź już z nami!
ANIOŁEK: No, ale super!!! Będziemy kumplami!!
ROKITA: EXTRA!, Lecz czarnym aniołem będę?
ANIOŁEK: - No, to się nie myj,
I szybko zbledniesz!...
ARCHANIOŁ GABRIEL:
Wszystkim nasz Ojciec też błogosławi,
Kochajcie Jego, a On was zbawi!
Byliście mężni w próby godzinie,
Więc łaska Jego was nie ominie!
ARCHANIOŁ RAFAŁ: - Lecz z rana wszyscy w Egipt ruszamy,
Gdy minie groza, wówczas wracamy!
Stać się tak musi, to z Ojca woli...
Więc trzeba kończyć nam już powoli...
Raz jeszcze jednak wraz zaśpiewajmy,
Jego Synowi pokłon oddajmy
KOLĘDA (1 zwrotka)
MARYJA: - Chodźcie tu wszyscy do Syna mego,
Tu, miedzy nami, jest teraz niebo...
NARRATOR IV: - I taki koniec naszych jasełek,
Najwięcej na nich wygrał diabełek,
Co się nawrócił, został aniołem,
I jest szczęśliwy... jak i my społem...
Więc morał taki niech nam zostanie
- trza się nawracać, panowie, panie,
Bo choć nam czasem mylą się drogi,
To miłosierny Pan nasz ubogi...
To bajka tylko, lecz w życiu trzeba
Ze wszystkich sił swych chcieć wejść do nieba!
I kiedyś wszyscy tak tam staniemy...
A za uwagę – dziś DZIĘKUJEMY!!!!